Synkliny, antykliny, laminacje, hieroglify, okna tektoniczne – dla przeciętnego turysty nazwy te stanowić mogą nie lada zagadkę. Czy jednak podobną zagwozdkę stanowią dla kursantów SKPB? Na pewno nie dla tych, którzy wzięli udział w wyjeździe geologicznym! Bo choć wykład z geologii dostarczył sporo wiedzy teoretycznej, tak dopiero zobaczenie (a czasem dotknięcie, lub nawet posmakowanie) pewnych zjawisk, czy obiektów na żywo, pozwala ułożyć sobie zawiłe geologiczne tematy w głowie.

Romek objaśnia kursantom Kursu Kolejkowego na mapie zawiłości geologiczne

Z takim właśnie przekonaniem spotkaliśmy się w kwietniowy słoneczny poranek na parkingu w Rabce Zarytem. Organizacją oraz prowadzeniem całego wyjazdu zajął się kołowy ekspert od spraw geologicznych – Roman Sojda.
Pierwszym zaś celem, który wyznaczył, było wdrapanie się na szczyt Lubonia Wielkiego. Zadanie to zaś nie byle jakie, wszak mowa o najwybitniejszym szczycie Beskidu Wyspowego. Podejście wymagające pokonania ponad pięciuset metrów w pionie, zdecydowanie nie należało jednak do monotonnych.

Kursanci na Perci Borkowskiego

Szlak prowadził bowiem Percią Borkowskiego, jedną z niewielu w całych Beskidach, iście tatrzańską ścieżką. Szlak ten wytyczony został przez teren największego w Beskidzie Wyspowym osuwiska fliszowego. Merytoryczne opowieści naszego prowadzącego, o tego typu zjawiskach geologicznych, były równocześnie ilustrowane w terenie, w miarę jak pokonywaliśmy kolejne elementy składowe osuwiska – od czoła, przez jęzor oraz kolejne progi i skarpy. Dodatkową nagrodą za nasz wysiłek była piękna panoramka Tatr widoczna z grzęd skalnych zwanych Dziurawymi Turniami.

Radość z wejścia na szczyt dla kursanta jest zawsze radością szczególną, w końcu odsłania się nowy widok, a nowy widok, to okazja do kolejnej panoramki. Nie inaczej było na szczycie Lubonia Wielkiego, gdzie uraczyły nas szczyty Beskidu Wyspowego oraz Makowskiego. Krótki popas w pobliżu schroniska i szybka droga w dół, bo lista atrakcji przewidzianych na pierwszy dzień wyjazdu była zdecydowanie dłuższa. Kolejnym przystankiem na naszej trasie była Sucha Beskidzka. Odwiedziliśmy zbocza Jasienia (bynajmniej nie tego znanego z Jesiennych Bacowań), gdzie mieliśmy okazję przekonać się jak spektakularnych rozmiarów mogły być w przeszłości rzeki tworzące karpackie doliny.

Nocleg w Chatce na Adamach

Jako, że plany na niedzielę były równie obfite co te sobotnie, wszelkie poranne obowiązki przebiegły nad wyraz sprawnie i szybko. Dość powiedzieć, że każdy z uczestników wstał przed godziną planowanej pobudki, a wyjście z chatki równo o 9 wprawiło w osłupienie chatkowego, który nie dowierzał, że taka punktualność na kursie jest możliwa. Pierwszym z miejsc do odwiedzenia było odsłonięcie geologiczne znajdujące się tuż przy szlaku zejściowym z chaty. Pod czujnym okiem prowadzącego staraliśmy się opisać to co widzimy, nazywając odpowiednio formy i zjawiska, które wcześniej poznaliśmy. Następnie udaliśmy się do Żywca, by przekonać się, że aby zobaczyć wapienie nie trzeba wcale jechać na Jurę.

Łupki wierzowskie koło Andrychowa

Ostatni dwaj geologiczni bohaterowie naszego wyjazdu znajdowali się na północnych stokach Beskidu Małego. Pierwszy z nich to czarne łupki wierzowskie w Zagórniku nieopodal Andrychowa. Zdecydowanie to jedno z tych nieoczywistych, ale zarazem pięknych miejsc, które polecić można każdemu turyście, nie tylko temu zafascynowanemu geologią. Drugie z miejsc – Kamieniołom w Kozach, jest już bardziej popularne, i nie można się temu dziwić. Monumentalne odsłonięcie warstw lgockich pozwala wejrzeć niejako w głąb gór i od środka zobaczyć to, po czym zazwyczaj stąpają nasze stopy.

W tym miejscu zakończył się nasz wyjazd, który nie tylko dostarczył nam ogromu wiedzy (głównie za sprawą Romka, któremu z tego miejsca w imieniu Kursu Kolejkowego, chciałem serdecznie podziękować!), ale i pokazał wiele interesujących miejsc, często zupełnie nieznanych przeciętnemu turyście. Kto wie, może wśród nas jest ktoś, kto przyszłym pokoleniom turystów będzie pokazywał właśnie takie nieoczywiste geologiczne perełki.

autor tekstu: Paweł Pisarek