Gdy w kursowym kalendarzu pojawia się nazwa ,,Przejście Przewodnickie” oznacza to jedno – kurs zbliża się do końca, a kursanci są już na tyle przygotowani, że mogą stanąć przed wyzwaniem jakim jest całodzienne prowadzenie grupy turystów i opieka nad nimi od wczesnych godzin rannych, po późną noc. Ten ważny moment nadszedł dla Kursu Kolejkowego w długi weekend majowy, kiedy to przez dziewięć dni mieliśmy okazję przemierzać tereny Orawy, Podhala, Spiszu, Pienin, Gorców oraz Beskidu Wyspowego.

Czyta się 4 minuty

Głównie bohaterowie Przejścia Przewodnickiego pod czujnym okiem Kuby Szeligi. Od lewej: Andrzej, Kasia, Paulina, Rafał oraz Paweł

           

W drodze na Bukowiński Wierch….
… i na jego szczycie

Wyjazd rozpoczął się od długiej podróży pociągiem – droga z Katowic do Pyzówki zajęła nam blisko sześć godzin. Celem pierwszego dnia było dotarcie w okolice Bukowińskiego Wierchu. W zasadzie od pierwszych chwil wędrówki towarzyszyły nam widoki na Tatry, które wzbudziły pierwsze zachwyty – zachwytów tych w kolejnych dniach będzie co niemiara, w końcu niemal cała trasa naszego przejścia obfitowała w fenomenalne panoramki tych najwyższych w Polsce gór. W zupełnym przeciwieństwie do liczby widoków stała liczba spotkanych turystów, tych wędrując po Pogórzu Orawsko-Jordanowskim praktycznie nie spotkaliśmy. Widokowe polany pod Trubaczem, strome podejście pod Żeleźnicę i zachodzące słońce na wierzchołku Bukowińskiego Wierchu – to na pewno zapamiętamy z pierwszego dnia.

Drugi dzień przejścia przywitał nas słonecznym porankiem. Niespiesznie złożyliśmy namioty i rozpoczęliśmy zejście w kierunku Raby Wyżnej. Zwiedzanie klimatycznego pałacu Głowińskich, kościoła z XVII wieku, oraz moczenie nóg w Rabie, umiliły nam oczekiwanie na pociąg do Nowego Targu. Podhalanie miejscowość tą nazywają po prostu Miastem, zatem zrobienie w tym miejscu miastówki było wręcz zobowiązującą koniecznością! Nie była to jednak ostatnia miejscowość odwiedzona przez nas w tym dniu, czekała nas jeszcze podróż na Spisz.

Dwór Głowińskich w Rabie Wyżnej. Eklektyczny pałac z elementami secesji wybudowano w latach 1900–1902 dla Jana Zdunia, docenta Uniwersytetu Jagiellońskiego i profesora Szkoły Rolniczej w Krakowie. W tym czasie w pobliżu powstała trasa kolejowa Chabówka – Zakopane.

Dojazd do Frydmana niewielkim busikiem, z wielkimi plecakami i gitarą, okazał się dość karkołomnym (dosłownie!) zadaniem. W trakcie zwiedzania tej spiskiej wsi mieliśmy okazję nie tylko zobaczyć charakterystyczny kościół i kasztel obronny, ale również zeszliśmy do starych piwnic winnych, które zrobiły na nas kolosalne wrażenie swoim rozmachem, jak również stanowiły przyjemne doświadczenie chłodu w to upalne popołudnie.

Dwa podziemne piętra, a na każdym trzy tonące w ciemności 100-metrowe korytarze. Podczas kursu przewodnickiego odkrywamy najbardziej osobliwe i niecodzienne atrakcje. Na zdjęciu jedna z piwnic frydmańskich
oraz całkiem konwencjonalne cele zwiedzenia – Kościół św. Stanisława we Frydmanie ze swoją wyjątkową wieżą

Kolejny dzień to powrót w góry. Konkretnie w Pieniny Spiskie wraz z zdobyciem najwyższego ich szczytu – Żaru. Po drodze Polana Wapienne z fenomenalną panoramą Tatr, oraz wieża widokowa na samym Żarze (z której akurat widoki były dość ograniczone, łagodnie mówiąc). Kolejnym celem był Dursztyn, do którego jednak nasza trasa prowadziła dość okrężną drogą, dając nam możliwość przejścia przez malowniczy Przełom Piekiełko oraz odszukanie Jaskini w Dziurawej Skale. Przejście z Dursztyna do Łapszy Wyżnych, gdzie mieliśmy zaplanowany nocleg, kolejny raz udowodniło jak widokowym terenem jest polska część Spiszu – wszystkim miłośnikom panoramek z czystym sercem można polecić wierzchołek Grandeusa.

Następny etap to przejście przez Magurę Spiską, pasmo dzikie, nieznane, ale jednocześnie oferujące kapitalne widoki na całkiem bliskie już Tatry. Pawlików Wierch, Piłatówka, Przełęcz nad Łapszanką – wędrówka przez te tereny przy bezchmurnym niebie była iście sielankowa, a towarzyszące nam zaśnieżone tatrzańskie szczyty dawały okazję do nieustannych wręcz zachwytów. Druga część trasy była już leśna, niemniej zejście do Kacwina ukazało nam widoki, tym razem na Pieniny. Sam zaś Kacwin uraczył nas swymi słynnymi sypańcami oraz relaksującym wypoczynkiem nad rzeką. Dojazd do Niedzicy nie tylko oznaczał koniec atrakcji górskich w tym dniu, lecz jednocześnie zakończenie pewnego etapu. Kuba, który opiekował się nami przez pierwszą część przejścia i wyznaczył jego trasę, przenosił się na prowadzenie wyjazdu młodszego kursu [o którym możecie przeczytać w tym artykule], do nas dołączył zaś Janusz, który przygotował dla nas gorczańskie etapy.

W drodze na Zamek Czorsztyn

Zanim jednak Gorce, trzeba było dostać się na drugi brzeg Zalewu Czorsztyńskiego. Po szybkim rejsie udaliśmy się na zwiedzanie zamku w Czorsztynie. Stamtąd zaś czekało nas malownicze podejście na Przełęcz Snozka, gdzie u stóp Wdżaru pożegnaliśmy się z Pieninami, a rozpoczęliśmy naszą przygodę z Gorcami. Trud podejścia na Jaworzyny Ochotnickie, wynagrodziły widoki z polany Kudów. Następnie skierowaliśmy się w stronę Runka, by po chwili bez szlakowo zejść w kierunku Ochotnicy, odwiedzając po drodze Jeziorka Iwanowskie i Zawadowskie. Ostatnim etapem było skierowanie się w stronę miejsca po Gorczańskiej Chacie i znalezienie noclegu – tym była piękna polanka z równie pięknym widokiem na Tatry.

Drugi z gorczańskich dni rozpoczął się od zejścia do doliny potoku Jaszcze, by następnie ścieżką przyrodniczą Gorczańskiego Parku Narodowego dotrzeć do miejsca katastrofy bombowca Liberator. Po tej lekcji historii dalej ścieżka doprowadziła nas do wieży widokowej na Magurkach, gdzie jak się pewnie domyślacie, kolejny raz uraczyła nas panorama Tatr.  Kolejne zejście i kolejne podejście, tym razem do doliny Forędówki, by po chwili wdrapywać się na Kiczerę. Stamtąd droga wiodła nas na Jaworzynę Kamienicką, by następnie sprowadzić do Doliny Kamienicy. Pole namiotowe na Trusiówce osiągnęliśmy późnym wieczorem, a swe namioty rozłożyliśmy (po odpowiedniej dawce śpiewanek) późną nocą. Dołączyła do nas również Kasia, która przygotowała dla nas ostatnią część przejścia, mającą nas zaprowadzić w Beskid Wyspowy.

Niestety w tym miejscu musiałem zakończyć swój udział w przejściu i wracać do domu, niemniej jednak z relacji innych kursantów wiem, że atrakcji w kolejnych dniach było co niemiara! Z Gorcami pożegnali się zdobywając Kiczerę Kamienicką oraz Wielki Wierch, by następnie wkroczyć w Beskid Wyspowy kierując się na malowniczą Polanę Stumorgową, gdzie zaplanowany był nocleg. Kolejny dzień to najwyższa w tym paśmie Mogielica, oraz nieco mniejsze, choć równie urokliwe Cichoń i Ostra. Ostatni zaś etap prowadził przez Modyń oraz Zbludzkie Wierchy, kończąc całe przejście w Kamienicy.

Trudno w kilku (a nawet kilkunastu lub kilkudziesięciu!) słowach streścić tak dużą ilość przeżyć, opisać wszystkie odwiedzone miejsca, przekazać wszystkie historie i całą masę wiedzy, którą dane nam było przyjąć, wreszcie opowiedzieć o wszystkim innym co działo się w trakcie przemierzania tak wielu pasm górskich i krain. Przejście przewodnickie to wyjazd wyjątkowy, nie tylko ze względu na całodzienne prowadzenia i mnogość terenów, które odwiedzamy. Wyjątkowe są te wszystkie wspomnienia i przeżycia, których nie sposób przelać na papier (nawet ten elektroniczny). By tego doświadczyć, trzeba po prostu wziąć udział w Kursie Przewodnickim.

Autor tekstu oraz zdjęć: Paweł Pisarek – Kurs Kolejkowy
Korekta: Jakub Kręcisz