Reminiscencje oraz refleksje organizatora, ale można również podziwiać soczyste zdjęcia z relacji festiwalowej
czyta się 5 minut
Festiwal SKPB może być dla niektórych pierwszym zetknięciem z naszym Kołem, warto aby to zetknięcie pulsowało czystą kołową energią i przedsmakiem czekających nasz przygód.
Tak po prawdzie moje pierwsze zetknięcie było nieco inne, ale jednak przyszedłem na Festiwal SKPB, słuchałem o różnych podróżach, o tym jak wygląda kurs. Śpiewanki mnie jednak przerosły… Aby docenić kulturę górską potrzebowałem trochę więcej czasu na kursie. Później na kursie zostałem zaproszony przez Arka Imielę jako kursant, który ma opowiedzieć co nieco o kursie, więc z przyjemnością podjąłem się zadania. Podobnie też było podczas pandemii, kiedy to została podjęta decyzja o zrobieniu Festiwalu wirtualnie. Po krótkiej chwili nieobecności w działaniach Kołowych, gdy tylko miał zbliżać się początek kursu, którego byłem już formalnie jednym z szefów, czegoś mi zabrakło, no właśnie – Festiwalu SKPB.
Według mnie podróże i łażenie po górach nie byłoby takie fajne gdybyśmy te skarby i przygody przeżywali w cichości i samotności swojego serca. Otóż podwójnie nasze przygody możemy przeżywać w chwili ich bezpiecznego zakończenia i przeżywania ich powtórnie wraz z ludźmi, którzy chcą tego słuchać. Co więcej tak już zakończone przygody mogą w naszej pamięci zmienić swój charakter, coś co było niezauważalne podczas ich pierwszego przeżywania dopiero po momencie refleksji nabierze większego znaczenia. Dlatego warto czytać książki o wspaniałych przygodach oraz słuchać ludzi przeżywających podobne historie.
Kurs przewodnicki dla wielu z nas stał się niepozornym, ale i doniosłym prologiem do kolejnych dopisywanych przygód w naszym życiu. Kurs niekoniecznie wielu z nas zaprowadził do nowego zawodu, ale najczęściej zmienił sposób patrzenia na rzeczywistość górską oraz podróżniczą, a niekiedy nawet na taką ogólnożyciową.
Zamknąć to wszystko w formule festiwalowej jest niemożliwością, ale każde takie wysiłki warto uznać za szlachetne poszukiwania formy. Długie opowieści i ględzenie o tym „dlaczego na kursie fajnie jest” zmęczyłoby oraz zniechęciło potencjalnego słuchacza, bo przecież nie idzie się na kurs przewodnicki, aby iść na kurs przewodnicki, tylko idzie się na niego, aby przeżyć coś niesamowitego, poznać ludzi, którzy odmienią nasze życie oraz odkryć miejsca, o których nigdy byśmy się nie dowiedzieli gdyby nie on.
Tak oto zaczęła malować się nieśmiała forma festiwalowa, aby mówić o podróżach, począwszy od tych beskidzkich, a skończywszy na tych światowych. W mojej ocenie dużo z tego udało się zawrzeć już w poprzednim roku na festiwalu, jednak nieubłagane prawa ludzkiej ciekawości, dobór prelegentów oraz ograniczony czas na skupienie uwagi jednak przeważył.
Wystawa fotograficzna była w zeszłym roku bardzo dobrym pomysłem, odświeżyła Namaste, pozwoliła podziwiać niesamowite fotografie naszego kolegi Jacka, a także przyciągnęła więcej ludzi do na wydarzenie festiwalowe. Dlatego w tym roku postanowiłem o odtworzeniu takiego projektu, który zaktywizowałby resztę Koła w postaci konkursu, natomiast prace wyłonione w jego przebiegu zostałyby również później użyte do innych celów kołowych. Wysiłki naszych fotografów nie tylko zaowocowały znakomitymi zdjęciami, ale również zwróciły uwagę wielu naszych członków na działania Koła, niejednokrotnie pokazały jakie cudowne chwile mogli dzielić jako kursanci lub po prostu beskidzcy wędrowcy, co było znakomitą podróżą sentymentalną dla wielu oraz dawało namacalny dowód tego jaką przygodą może być kurs przewodnicki czy aktywność w naszym Kole.
Kolejnym pomysłem była adaptacja ogródka Namaste, który ze względu na swoje rozmiary mógł być polem do popisu działań outdoorowych. Warsztat bushcraftowy lub survivalowy? Zobaczenie rozłożonego namiotu lub tarpa? Czemu by nie zagospodarować tego na potrzeby festiwalu. Okazało się, że zapraszając odpowiednich ludzi można było doprowadzić do sytuacji, że zarówno prowadzący byli spełnionymi twórcami, jak również słuchacze byli zaskoczeni możliwościami jakie daje kawałek sznurka czy solidny nóż. Doprowadziło to do bezprecedensowej sytuacji, że jednocześnie gdy odbywała się prelekcja na temat terenoznawstwa i imprez w terenie można było posłuchać człowieka, który mógł „ugryźć” temat z zupełnie drugiej strony i każdy miał wybór o czym chciałby teraz słuchać.
Samym jednak trzonem imprezy były intrygujące prelekcje oraz pogadanki. Od tego jak wygląda kurs w sensie ścisłym, aż po opowieści o tym jakie góry Europy i świat można przemierzać, a to wszystko łączyło się dyskretną klamrą kompozycyjną Studenckiego Koła Przewodników Beskidzkich z Katowic oraz organizowanego przez nich kursu przewodnickiego. Śmietanka naszych znakomitych członków praktyków przewodnickich takich jak: „Bejker”, Arek, Blondi, Franek zapierała dech nie tylko wśród nieopierzonych adeptów przewodnictwa, ale również wśród doświadczonych wyjadaczy. Wspinając się po Beskidach, Alpach, górach Afryki, Kazbeku czy Himalajach można było doświadczyć całej palety górskich przeżyć zamkniętych w trzech dnia.
Wielkim finałem był niesamowity wulkan pozytywnej energii, powrót legendarnej dziewczyny-zajawki Oli Daraż, która ze swoimi dredami oraz gitarą po mistrzowsku opanowała sztukę budowania klimatu radości ze wspólnej wędrówki zawartej w pieśni. Budując nastrój od radosnego poprzez momentami refleksyjny potrafi skraść serca swoich słuchaczy i bez uciekania się do autorytetu przewodnickiego powieść ich w muzyczną wędrówkę przez całe tereny naszych uprawnień, sprawiając że wypełnione dwie sale dorosłych ludzi śpiewają aż do godziny jedenastej górskie szlagiery.
Aby zebrać ludzi, historię i muzykę w jednym miejscu i czasie potrzeba sprawnej narracji, budowy opowieści nie tylko słowem i historią, ale również obrazem. Udało się to dzięki naszemu niezastąpionemu grafikowi Szymonowi Szkółce, który potrafił kolorami i zdjęciami wykreować skrawek przyszłej opowieści już na plakacie, który stanowił obietnice ciekawego wydarzenia. Bez tej grafiki oraz plakatu zdecydowanie nie dałoby się stworzyć dobrego wydarzenia i zapraszać ludzi. Podobnie zadziałały dwa krótkie filmy promocyjne stworzone wraz z Miłką, która swoim doświadczeniem oraz montażem zaakcentowała oraz krótko opowiedziała o tym co ciekawego może być na festiwalu.
Na sam koniec warto podkreślić, że festiwal nigdzie indziej nie byłby taki sam jak w najbardziej klimatycznym i zajawkowym miejscu jakim jest Namaste. Patrząc na załączone zdjęcia, z których wylewa się klimat oraz zajawka, nie trzeba szukać już żadnych innych metafor. Jako organizator mam nadzieję, że te obrazy, dźwięki, historię zostaną w każdym z nas na długo oraz zaowocują już za dwa lata kilkoma blachami więcej, które były obecne na tej edycji festiwalu.
autor tekstu: Jakub Kręcisz
foto: Jacek Bogucki