Kurs przewodnicki

W mokrych butach i z psem,

czyli o wyjeździe w Beskid Śląski kursu 2024/2026

Ekipa najmłodszego kursu na Stożku

Jeśli Twój kurs prowadzą Nieprzemakalni, to chyba nie możesz liczyć, że przejdziesz go suchą stopą. Jeśli mieliśmy co do tego jakiekolwiek wątpliwości, to wyjazd w Beskid Śląski je rozwiał. Ledwo wyszliśmy z pociągu na stacji Wisła Jawornik, lunął deszcz… Nie, nie zaczął padać, on niesamowicie lunął. Stłoczyliśmy się pod wiatą na peronie, żeby założyć kurtki i pokrowce na plecaki i wyruszyliśmy. Miodek nie miał łatwego zadania, bo prowadził nas na Soszów w strugach deszczu. Jeśli ktoś z nas miał nadzieję, że buty mu nie przemokną, to w połowie drugi chlupanie przy każdym kroku pozbawiło go złudzeń. Szczęśliwi (tak wiem, odważne stwierdzenie), którym przemokły tylko buty. Część grupy mokre miała ubrania pod kurtkami i zawartość plecaków. Soszów płynął nie tylko na zewnątrz, ale i w środku schroniska (zatem przy okazji wielkie dzięki za pomoc i wyrozumiałość dla schroniskowej ekipy).


Kończymy jednak płaczliwy ton tej relacji, bo i bez łez mokro było, więc czas się wysuszyć! A co może lepiej rozgrzać niż ciepła pomidorówka i wspólne śpiewanie? Zatem piątkowy
wieczór spędzamy na śpiewankach, pokrzepieni gorącą zupą.

Sobota. Nie pada. Możemy iść! (tak jakbyśmy w deszczu nie szli…;). Miodek zbiera nas wszystkich i wyruszamy czerwonym szlakiem w kierunku Stożka Wielkiego. Po drodze zaliczamy Cieślar, a tam panoramki i zmianę przewodnika – pałeczkę przejmuje Zosia. Z nią na czele docieramy na Stożek Wielki i robimy krótką przerwę, żeby nakarmić miejscowego kota kabanosami (Basia, miałaś potem, co jeść? ;) i można iść dalej. Cały czas podczas wędrówki towarzyszy nam szczególny członek ekipy – pies Ewy – Shiro. Dzielnie dotrzymuje nam kroku, pilnuje stada, a nawet przygania owieczki :)

stożkowy Kot Pożeracz Kabanosów

Wszystkie dwie i cztery nogi docierają do Przełęczy Kubalonka. A jak Kubalonka, to dłuższa przerwa na jedzenie. Pierogi, żurek, kwaśnica, krem z dyni, barszcz z krokietem i wiele innych opcji zapełnia nasze brzuchy. Najedzeni przechodzimy pod opiekę Igi (autorki tego tekstu, więc pozwolę sobie zmienić perspektywę ;). Grupa – już nauczona wszystkich zasad – zbiera się sprawnie, więc wyruszamy ku Chatce na Pietraszonce. Teoretycznie powinniśmy iść czerwonym szlakiem, ale omijamy Las Beskidek, wybierając asfaltową drogę, bo wiem, że trafić tam można na niezłe bagno, tym bardziej po takim deszczu, jaki był dnia poprzedniego. Dzięki temu na Stecówkę docieramy w nieubłoconych butach (choć nadal mokrych…). To nie moja pierwsza wizyta w tym miejscu, więc mogę opowiedzieć grupie kilka słów o schronisku i kościółku pod wezwaniem Matki Bożej Fatimskiej. Na Stecówce pochmurny dotychczas dzień, daje nam nacieszyć się cudownymi promieniami, powoli już zachodzącego słońca. W tych pięknych okolicznościach idziemy dalej czerwonym szlakiem w kierunku naszego dzisiejszego noclegu. I szczerze mówiąc byłam przekonana, że dojedziemy nim do schroniska na Przysłopie i dopiero stamtąd zejdziemy do Pietraszonki. A tu nagle odbicie na szlak chatkowy i decyzja o tym, którą drogę wybrać. Podjąć ją musi ten, kto przewodzi grupie, czyli ja. Przyznaję, że się trochę zestresowałam, bo tej ścieżki nie znałam. Ale szybki rzut oka na mapę, upewnienie się, że w pole ludzi nie wyprowadzę i idziemy ku chatce. Piszę to po to, żeby wszyscy, którzy pierwsze prowadzenie mają dopiero przed sobą wiedzieli, że tak – stres jest (nawet jak myślisz, że go nie będzie;), niespodziewane sytuacje są, ale dacie radę!


My dajemy, bo docieramy do Pietraszonki, która tego wieczora jest po prostu oblegana. W związku z tym części z nas trafia się nocleg na grzędzie (co mnie akurat cieszy, bo zawsze chciałam tam się przespać:). Po zajęciu miejsc noclegowych, przejmujemy kuchnię. Pulpa powstaje tym razem długo. Ręce do pracy są, produkty są, gary też, ale ta ilość sosu pomidorowo-warzywnego szybko zagotować się nie chce. Zatem nietrudno wyobrazić sobie, jak rzucamy się na gotową już kolację ;) Najedzeni siadamy “w kupie”, żeby omówić prowadzenia i przedstawić referaty. Wydawać by się mogło, że jak skończymy, to już do spanka. Ale nie! Jest wśród nas spora grupa nie do zdarcia, która jedyne, co zdzierać ma zamiar, to własne gardła. I tak się oczywiście dzieje, bo i ekipa grająco-śpiewająca tego wieczora w chatce jest zacna. Trzeba korzystać :)

Panoramka z Cieślara

Rano budzi nas Tomek “Geolog”. Uwierzcie, takiego budzenia chcecie co rano – delikatnie, a konsekwentnie. Dzięki sprawnej organizacji Tomka, wszyscy jesteśmy gotowi na czas. Chwilę przed wyruszeniem zajmuje nam tylko rozdanie zapomnianych fantów (ah te zagubione nogawki od spodni;) i tych nie zapomnianych, ale nie wykorzystanych do gotowania (niektórzy będą mieli co jeść po weekendzie;). No to czas pod wodzą Tomka udać się na Baranią Górę. Na szczycie jest dość rześko, że tak pozwolę sobie to dość eufemistycznie określić, bo przecież nie wypada powiedzieć, że po prostu piz.. ;)

lekcja geologii –Grzyby na Kyrkawicy


Na panoramkę szans raczej nie ma, ale na gorącą, świeżo zaparzoną kawę owszem (dzięki Ola!). Ale no dla przyjemności tu nie jesteśmy ;) i mimo niesprzyjającej temperatury kilka referatów trzeba powiedzieć. Za to jak cieszy hasło o wyruszeniu w dalszą wędrówkę, gdy człowiek taki zmarznięty! Na czele grupy staje Ola i idziemy dalej. Przez Magurkę Wiślańską, Magurkę Radziechowską, Halę Radziechowską ku Węgierskiej Górce. Aura postanawia nam sprawić przyjemność, odsłania słońce i widoki. To okazja, żeby omówić to, co widzimy. Ola, jako przewodniczka, sprawdza się tu doskonale – widać, że zna świetnie te okolice i ma sporo do opowiedzenia o tym, co wokół nas.


Przy zejściu znowu uraz nogi – trzymajcie kciuki, żeby nie stało się to wyjazdową tradycją naszego kursu. Ale nasza ekipa, to mocni zawodnicy i wszyscy docierają do Węgierskiej Górki (brawo!). Tam jeszcze chwila do pociągu, więc okazja na drobne przyjemności ;) A w pociągu znowu – omawianie, rozmawianie, komentowanie i oczywiście żarty Denisa – naszego króla kawałów!

tekst: Iga Szymańska;
Foto: Ania Kręcichwost, Bartek Małłek

Jak korzystamy z ciasteczek?

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. "ciasteczek") w celach statystycznych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do Twoich potrzeb. Możesz zaakceptować pliki cookies albo wyłączyć je w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.