Gorce – co kryje się pod tą enigmatyczną nazwą pasma Beskidów Zachodnich, którego najwyższym szczytem jest Turbacz? Etymologia nazwy najprawdopodobniej związana jest ze staropolskim „gorzeć”. Słowo to, oznaczające płonąć, palić, ma związek z dawnym sposobem otrzymywania polan na grzbietach gór przez wypalanie lasu. Rozpalone zostały również serca kursantów SKPB w długi listopadowy weekend, kiedy to mieli okazję przekonać się osobiście jak piękne i imponujące jest to pasmo Beskidów. Pieczę nad całością wyprawy trzymała Agnieszka Wszołek, zakochana w Gorcach bezgranicznie.
czyta się 5 minut
Po „Nieprzemakalnych” czas na „Słonecznych?”
Wędrówka rozpoczęła się w sobotę w Ochotnicy Górnej. Jako cel, jak na ambitnych kursantów (i prowadzącą!) przystało, wyznaczony został wspomniany już, najwyższy szczyt Gorców – Turbacz. Dzień rozpoczął się od wspólnego śniadania oraz wygłoszenia przez Agę kilku słów wstępu i teorii na temat eskapady. Na trasie grupę przywitały intensywne promienie słońca, które notabene towarzyszyły wędrówce przez wszystkie 3 dni. Może pomysł na nadanie tegorocznemu kursowi przydomku „Słoneczny” znajduje jednak odzwierciedlenie w rzeczywistości? Tak dla przeciwwagi dla szefującego nam rocznika „Nieprzemakalnych”.
Już po kilkunastu minutach marszu oczom uczestników ukazał się pierwszy, zapierający dech w piersiach widok. Panorama na sąsiadujące gorczańskie szczyty, dla których tło stanowiło okazałe pasmo Tatr, na czele z Gerlachem, należącym do korony Europy. Na pierwszym planie natomiast wygrzewało się w słońcu stado owiec bacznie doglądanych przez swojego pasterza.
To idealny moment na przytoczenie słów Kazimierza Sosnowskiego, autora pierwszego krajoznawczego opisu Gorców. W 1912 roku tak scharakteryzował eksplorowane przez przyszłych przewodników pasmo Beskidów: „…są one zaciszną świątynią przyrody, a choć nie imponują wyniosłością szczytów… to przecież mają niezwykle wiele powabu. Ten powab stanowi wielka obfitość hal i polan, powódź borów i najwspanialsza panorama Tatr”. Powyższe zdjęcie z wieży widokowej na Gorcu to najlepszy dowód na prawdziwość tej sentencji.
Odwiedzając schronisko na Turbaczu
Czy wyprawa mogła rozpocząć się lepiej? Nie mając wiele czasu na zastanowienie się nad odpowiedzią na to retoryczne pytanie, grupa ochoczo zasiadła do identyfikacji poszczególnych szczytów wyłaniających się znad morza chmur. Po przyjemnym marszu w jesienno-wiosennej aurze grupa dotarła do celu (ale nie na metę!). Najwyższy ze szczytów zdobyty – należy się nagroda. Jak mawia jeden z kierowników kursu, Kaszkiet: „Najpierw musicie dać grupie możliwość zaspokojenia ich potrzeb żywieniowych i fizjologicznych, potem reszta”. Tak też uczyniła obecna przewodniczka Ania. Uczestnicy, niczym grupa dzieciaków ze szkoły, ucieszyli się z godziny „czasu wolnego”, a największym dylematem dla części grupy stał się wybór pomiędzy zupą „chrzanową” a „oscypkową”.
Pozostałą część czasu spożytkowano na odwiedzenie Gorczańskiego Ośrodka Historii Turystyki Górskiej, gdzie kursanci pogłębili swoją wiedzę o historii Gorców i ważnych dla nich postaciach. Bohater referatu Magdy, Władysław Orkan użyczył swojego imienia schronisku, w którym znajduje się ta ekspozycja.
Kolejnym ważnym punktem na trasie wędrówki był Szałasowy Ołtarz. Upamiętnia on wydarzenie z 17 września 1953 r., kiedy w drzwiach szałasu ks. Karol Wojtyła odprawił mszę świętą dla swoich przyjaciół i pasterzy przodem do wiernych. Miało to miejsce blisko 10 lat przed rozpoczęciem Soboru Watykańskiego II. Spod ołtarza, w promieniach zachodzącego słońca oraz otoczeniu gorczańskich hal, grupa powróciła na nocleg w Ochotnicy Górnej, gdzie kierownictwo podsumowało pierwszy dzień wyjazdu. Dzień tradycyjnie zakończył się śpiewankami.
Od Ochotnicy aż na Gorc
Dzień drugi gorczańskiej przygody rozpoczął się od zwiedzania Kościoła Znalezienia Krzyża Świętego w Ochotnicy Dolnej, gdzie miał miejsce krótki wykład z architektury. Kolejnym przystankiem był Pomnik Krwawej Wigilii, noszący również nazwę „Ochotnicka Nike”, wykonany według projektu Henryka Burzca. Upamiętnia on tragiczne zdarzenia z 23 grudnia 1944 r. Maciek aka Ojciec przybliżył grupie zarówno ten temat jak i biografię Józefa Kurasia, pseud. „Orzeł”, „Ogień”, jednak pytanie czy Kuraś był bohaterem czy też bandytą pozostało bez jednoznacznej odpowiedzi. Niech każdy sam to oceni, szczególnie, że nazajutrz przypadał 11 listopada. Crème de la crème tego wyjazdu dopiero nadchodziło – pozaszlakowe wejście na Gorc.
Była to pierwsza pozaszlakowa trasa podczas kursu. Tomek i Marysia perfekcyjnie wykonali swoje zadanie doprowadzając w ten sposób grupę do wieży widokowej stanowiącej cel wędrówki. Na początku drogi uczestnicy byli świadkami wciągania flagi Polski na maszt i z należytym szacunkiem uczestniczyli w tej patetycznej ceremonii. Z tego też powodu końcówka trasy została pokonana praktycznie biegiem. Wszystko po to, aby doświadczyć niesamowitego spektaklu, zafundowanego przez zachodzące słońce. Powodzenie misji zwiastował napotkany na trasie dziewięćsił, gwarantujący zdrowie, moc i wigor. Tak też się stało – wszyscy dotarli na czas.
Po zachwytach widokami nadszedł czas na zejście – okazało się, że po drodze na nocleg czekała niespodzianka. Była nią Wojtyłowa Gazdówka na osiedlu Skałka, gdzie kustosz przybliżył historię oraz związek Jana Pawła II z tym miejscem. Gazdówkę od schroniska dzieliło już tylko kilka minut marszu, a gdy kursanci dotarli na miejsce… jedni je pokochali, drudzy trochę mniej. Najważniejsze, że pulpa smakowała jak zawsze, a może i lepiej.
Liberator i wieża na Magurkach
Dzień trzeci i niestety ostatni bez wyjątku przywitał wszystkich słońcem, o którym ciężko byłoby pomarzyć zważywszy na datę. A jednak. Grupa wkroczyła do Gorczańskiego Parku Narodowego, u którego progów Łukasz – obecny przewodnik przypomniał o zasadach obowiązujących w tego typu miejscach. Główną atrakcją trasy był wrak amerykańskiego bombowca B24 Liberator, który lecąc z Włoch z misją zbombardowania niemieckiej rafinerii w Oświęcimiu rozbił się pod przełęczą Pańska Przechybka w Gorcach. W tym miejscu Łukasz wygłosił również referat o historii i akcjach gorczańskiego GOPR, prezentując przy tym zdjęcia w (nielekkiej!) książce o tej tematyce, niesionej w plecaku właśnie na ten moment. To się nazywa poświecenie i profesjonalizm pracy przewodnika.
Ostatnim z celów wędrówki była wieża widokowa na Magurkach, gdzie uczestników zastała doskonała widoczność. Kierownictwo podzieliło pozostałą, najwytrwalszą grupę kursantów na 4 podgrupy i rozdysponowało pomiędzy nie cztery strony świata celem zrobienia panoramek. Wszystkie zespoły sprostały zadaniu błyskawicznie i w takim też tempie udały się w kierunku Ochotnicy Górnej, zakańczając tam swój wyjazd, który pozostanie niezapomniany i niepowtarzalny, paradoksalnie – jak wszystkie inne.
Tekst i foto: Paweł Hamela
korekta: Magdalena Fabin